Siła i równowaga. Wydawałoby się.
Unikam ludzi. Nie przepadam. Niekoniecznie. W tłumie najeżam się i obnażam kły, podkulam kitę i znikam. Nie interesuje mnie ich zainteresowanie. Nie cieszy odpowiadanie na kurtuazyjne pytania.
Ale nie to, że najlepiej mi samej, wręcz przeciwnie – mam swoją watahę. Czuję Ich oddechy na karku, i sama na nich chucham i dmucham. Warczę na świat zza ich pleców, sponad ich ramion. Dbamy o siebie. I tak jest dobrze. Wystarczy.
Taaaak. Wszystko świetnie i buntowniczo brzmi. Ale gdyby nie to, że spotykam się i rozmawiam, i czasem w końcu otwieram na ludzi spoza mojego stada, nie odkryłabym nigdy London Grammar i głosu, który ma w sobie wszystko, który jest muzyką samą w sobie. Wstępem, rozwinięciem i zakończeniem.
Dlatego tak sobie myślę czasem, że żyję w bardzo wielkim błędzie. Że to nastroszenie może jest niepotrzebne, ograniczające i w ogóle – jedną wielką skuchą. A może nie?
Anyway.
Yeah, I might seem so strong,
yeah I might speak so long, I’ve never been so wrong.
London Grammar czyli brytyjskie trio Hannah + Daniel + Dot, to wzorzec z Sèvres równowagi i wyczucia pomiędzy wartością głosu i muzyką, która mu towarzyszy. Idealnie dobrane proporcje. Muzyka i aranżacje w głębokim, pokornym pokłonie do wokalu, nie próbujące nawet mu dorównać mocą, raczej stanowiące dwór królowej. I właśnie ta oczywista pokora i bezpretensjonalność ujmuje mnie najbardziej, to największa wygrana London Grammar. Muzyczny intelekt. Czytaj dalej Tak bardzo w błędzie