Liquored words, puzzled truth

17gji5tdm3rc5jpg

Jest tyle rzeczy, które chciałbym napisać o Low Roar. W nadmiarze entuzjazmu (mój znak firmowy) znów kłębią mi się po głowie pseudopoetyckie metafory z rozdmuchaną głębią… Ale nie. Stop, tfu, tfu. Muszę jakoś tak spokojnie, po chichu.

Nie znalazłam nic o korzeniach Ryana Karaziji – w jakiej krainie leży źródło jego rysów ani nazwiska. Wiem tyle – urodził się, mieszkał i pracował w USA. Tworzył muzykę w zespole Audrye Sessions, który w 2010 roku ostatecznie się rozpadł. Mocny zwrot akcji nastąpił, kiedy przeprowadził się do Islandii. W jednym z wywiadów mówi, że impulsem było poznanie kogoś, potem nieustanne podróże Stany-Islandia-Stany.

Jakie były dalsze losy znajomości – nie moja sprawa. Wróble ćwierkają o jakimś ślubie… W każdym razie Islandia – nierealna kraina po drugiej stronie lustra – wchłonęła Ryana. Wypłynął na powierzchnię jako Low Roar – niski, głęboki ryk. W zestawieniu z eteryczną muzyką jaką tworzy ta nazwa wcale nie jest przewrotna. We wszystkich utworach obydwu dostępnych płyt LR wyczuwalny jest niski, mroczny dźwięk – czasem gdzieś zupełnie daleko, prawie poza zasięgiem, a czasem podskórnie. Niby cisza, spokój, krzyżówka Sigur Rós, Petera Gabriela i Radiohead. Jednak dla mnie coś nowego – mroczne znamię. Niski, basowy znak wodny, jawna deklaracja melancholii i nostalgii – taki jestem, bierzesz lub nie.
Czytaj dalej Liquored words, puzzled truth

Nie słucham rapu.

maxresdefault (1)

Ale nie to, że jakoś pogardzam. Wręcz przeciwnie – jest na przykład pewien raper, którego całe płyty znam na pamięć. Jednak nasz związek jest otwarty – raz na jakiś czas wracamy do siebie z czułością, by za chwilę odejść na długo, szlajać się i puszczać gdzie popadnie.

Słucham rapu:
1. W samochodzie, jeżdżąc po mieście późnym wieczorem. Zamykam okno. Podkręcam głos i jadę powoli. Schodzą ze mnie godziny pracy.
2. Kiedy biegam.
3. Kiedy spada mi poziom energii.
4. Kiedy ktoś mi podrzuca do przesłuchania, słucham zawsze. Jak nie jestem w stanie przemęczyć nuty, czytam chociaż tekst.
To nie jest jakoś bardzo często, biorąc pod uwagę, że słucham muzyki przez cały mój czas na jawie.
Czytaj dalej Nie słucham rapu.

Yes, melanholic.

xcrosspictures_snufkinBW

Uzależniam się szybko. Wszystkiego muszę spróbować w ekstremalnych ilościach. Nie stosuję półśrodków. Nie mogę i nie chcę przestać słuchać Half Moon Run – płyty „Dark eyes”. Stusuję do pracy, w domu, do treningu, do snu. Jako tło i danie główne. Nie przeszkadza mi jej melancholia i mrok, tajemniczość i sarkazm. Od pierwszego odsłuchania najbardziej rozczula mnie Unofferable.

Jeden wokal, do którego stopniowo dołączają się kolejne, aby stworzyć perfekcyjną harmonię. Niby spokój, ballada z gęstym, mrocznym podtekstem – siedzę sobie przy dopalającym się ogniu, spowalniająca myśli godzina nad ranem… Wyczuwam oddechy bliskiego sercu stada wokół, ale nikt nic nie mówi, ktoś gdzieś tylko cicho gra, robi nastrój.

Give me an offer, unofferable.

Coś się dzieje, zapowiedź jakiegoś napięcia i…
Nie, spokój. To tylko blues kilku Włóczykijów z bajki o Muminkach.
Czytaj dalej Yes, melanholic.

Wynagrodzenie

4izs_Zx2mC4

Kilka wątków prześladuje mnie przez całe życie – jak wklejone klatki filmu pojawiają się na ułamek sekundy, dla przypomnienia, po czym znikają na długo. Raz na jakiś czas pada wokół mnie pewien zlepek słów i powtarza się jak mantra, w zupełnie niepowiązanych ze sobą kontekstach i u nie znających się ludzi. Wraca do mnie ten sam, ulubiony zapach, który przyciąga jak zwierzynę w sidła, niezmiennie zniewala i rozczula. Pojawiają się w zasięgu wzroku

WILKI                  SKRZYDŁA                  WAŻKA                  ZIMA                  KRÓLOWA                  TANIEC

Że co, że normalne? Że siła sugestii? No ok, może kojarzą mi się dobrze te tematy i może dostrzegam je bardziej i mocniej, przeczulona na ich punkcie. A może są to klątwy, które ktoś wypowiedział nad moją kołyską, zamiast przywiązać czerwoną wstążkę. Może się kiedyś wyjaśnią.

Ale czuję, są moje.
Nie przeszkadzają mi.

Wilczy motyw wraca do mnie zawsze najsilniej i najczęściej. W przypadkowej, generowanej przez system propozycji  muzycznego portalu Deezer (na zasadzie – „Słuchasz tego? Posłuchaj też tego:…”) pojawia się prześliczna akrobatka. Wciskam play i wchodzę w stały tryb pętla – katuję. Słucham wszystkiego, co Jej. Pojawia mi się w głowie myśl, że warto było spotkać w życiu wszystkich wkurwiających ludzi, nadziać się na każdą bezbrzeżną ludzką głupotę, brzydotę, złośliwość, łajdaczenie i rozkapryszenie, jeśli któregoś pięknego dnia spotyka się

OH LAND (Nanna Øland Fabricius).
Zdecydowanie moje największe ostatnie WYNAGRODZENIE.
ohland-vogue-1_0

Czytaj dalej Wynagrodzenie

Do you wanna see inside of me?

moj-husky4

Witaj człowieku. Mam nosa do muzyki – powie pewnie każdy Polak, jak kraj długi i szeroki. Ja też powtarzam to do zawsze. A to przekonanie, że moje jest najmojsze, a zarazem najlepsze – to moje barwy narodowe. Nie wstydzę się tego i lubię to. Co znajdę – przywłaszczam, oznaczam, nawarczę na każdego, kto będzie chciał odebrać. Chyba, że sama zechcę się podzielić.

…No i właśnie chyba chcę.

Muzyka prześladuje mnie i sprzęża się nierozerwalnie ze wszystkim, co robię. Nie zmuszam się do niej, poddaję się instynktowi i przeczuciu. Pachnie mi. Wpada mi w łapy po długim polowaniu, tak jak Inside brytyjskiej grupy Unkle. W jakimś dziwnym splocie skojarzeń i przypadków odkrywam utwór, który przecież słyszałam już kiedyś, dawno, tysiąc razy. Może przez to połączenie ze scenami z wilczego filmu – na nowo zapętlam i katuję go we wszystkich możliwych odtwarzaczach, do bólu, aż mnie umęczy i w końcu dam stop.
Czytaj dalej Do you wanna see inside of me?