Archiwum kategorii: na spokojnie

Szczęśliwego Nowego Roku


gross teenager trapped in a grown up shape

Lubię , ponieważ jest bardzo brzydko piękna i właśnie ta ironia jej urody ma w sobie coś bardzo rozczulającego i pociągającego. Poza tym jej energia, talent i głos byłyby tylko jednymi z wielu skumulowanych ludzkich bogactw, gdyby nie doskonałe wyczucie spójnego stylu oraz ponadprzeciętne poczucie samozajebistości. Dunka Karen Marie Ørsted  to torpeda radości i sarkazmu. A przede wszystkim na prawdę dobry POP, bez kompleksów, pretensjonalnego filozofowania i ornamentów.

Przynajmniej tak było do tej pory, ale zachowuję ten obraz w sercu, i chwilowo puszczam mimo uszu dwa najnowsze single z najświeższej płyty  – ’Don’t leave’, i ’Nights With You’. Bo coś mi tutaj za mocno trąci Rihanną i jeszcze nie do końca dowierzam, że coś się zepsuło, tak więc czekam cierpliwie na całkowitą odsłonę reszty albumu lub też na kogoś, na kogo zwalę winę za całe zło tego świata oraz za zepsutą .

Czytaj dalej Szczęśliwego Nowego Roku

Stary testament

1c49e4fbddf71fd5f9a2b61c1221a27c
Lucyfer taki

Nic nowego nie napiszę. Wszystko co mogło być powiedziane o Tomie Waitsie już wybrzmiało. Wszystko co można było napisać, wielokrotnie przeczytano. Miliony razy przesłuchano jego 24 płyty i wszystko, co nagrał poza nimi. Przez ostatnie 42 lata (od czasów pierwszej płyty w 1973 r. – 'Closing Time’) on sam powiedział już wszystko, co miał do powiedzenia muzycznie. Nie sądzę, abym wniosła jakieś nowe obserwacje i odkryła Atlantydę wśród jego tekstów. Waits jest jak Słowacki, co wielkim poetą był i koniec.

„Dlaczego kochamy? Bo był wielkim poetą. Wielkim poetą był! Nieroby, nieuki, mówię wam przecież spokojnie, wbijcie to sobie dobrze do głowy (…).” Czytaj dalej Stary testament

This is my hand

6259990743_58ed1d7884_bThis is my flame 

Jeśli zostałabym królową, bylibyśmy sąsiadami.
Wpadałabym po Ciebie każdego ranka na pączki i herbatę.
Bylibyśmy tuż obok siebie.
Zbieralibyśmy różne rzeczy i moglibyśmy spierać się o to, gdzie je położyć.
(If I were queen, nr 3 na płycie 'A Thousand Shark’s Teeth’ – My Brighest Diamond) 

Lub też nie spieralibyśmy się zbyt dużo, bo ja bardzo lubię się kogoś słuchać, położyć na plecach z łapami do góry i wystawić brzuch. Mogłabyś kłaść wszystkie swoje pierdolniki, gdzie tylko byś chciała. Bylebym tylko mogła posłuchać raz na jakiś czas Twojego głosu, tego szeptu i monumentalnego razdarcia, tej Twojej powagi, łagodności i autoironii. Jakbyś mi tak czasem pośpiewała, królowo, To ja bym Ci była wierna, Sharo Worden.

Czytaj dalej This is my hand

Tak bardzo w błędzie

Incredible-Strength-And-BalanceSiła i równowaga. Wydawałoby się. 

Unikam ludzi. Nie przepadam. Niekoniecznie. W tłumie najeżam się i obnażam kły, podkulam kitę i znikam. Nie interesuje mnie ich zainteresowanie. Nie cieszy odpowiadanie na kurtuazyjne pytania.

Ale nie to, że najlepiej mi samej, wręcz przeciwnie – mam swoją watahę. Czuję Ich oddechy na karku, i sama na nich chucham i dmucham. Warczę na świat zza ich pleców, sponad ich ramion. Dbamy o siebie. I tak jest dobrze. Wystarczy.

Taaaak. Wszystko świetnie i buntowniczo brzmi. Ale gdyby nie to, że spotykam się i rozmawiam, i czasem w końcu otwieram na ludzi spoza mojego stada, nie odkryłabym nigdy London Grammar i głosu, który ma w sobie wszystko, który jest muzyką samą w sobie. Wstępem, rozwinięciem i zakończeniem.

Dlatego tak sobie myślę czasem, że żyję w bardzo wielkim błędzie. Że to nastroszenie może jest niepotrzebne, ograniczające i w ogóle – jedną wielką skuchą. A może nie?

Anyway.
Yeah,  I might seem so strong,
yeah I might speak so long, I’ve never been so wrong.

London Grammar czyli brytyjskie trio Hannah + Daniel + Dot, to wzorzec z Sèvres równowagi i wyczucia pomiędzy wartością głosu i muzyką, która mu towarzyszy. Idealnie dobrane proporcje. Muzyka i aranżacje w głębokim, pokornym pokłonie do wokalu, nie próbujące nawet mu dorównać mocą, raczej stanowiące dwór królowej. I właśnie ta oczywista pokora i bezpretensjonalność ujmuje mnie najbardziej, to największa wygrana London Grammar. Muzyczny intelekt. Czytaj dalej Tak bardzo w błędzie

Here in my heart

baltic_sea-wallpaper-800x600
Bałtyk jak złoto

Kwitną mimozy, a jak wiadomo oznaka to jesieni, co to się zaczyna. I końca lata, które pakuje manatki i zwija się do Maroka razem z bocianami. Nie mam żalu. Było pięknie i soczyście. W głowie się kręci od nowych dźwięków, zapachów i wątków, które nie dają spać.

Tyle nowej muzyki… Mam wrażenie, że co minutę rodzi się gdzieś nowa melodia, za którą nie jestem w stanie nadążyć i ta myśl wybudza mnie w nocy, i przyspiesza tętno. Że jak to? Dlaczego nic o tym nie wiem?! Znów coś mi uciekło, przepłynęło obok mnie w jakimś fatalnym rozbiegu okoliczności, a przecież mogłam do tego nie dopuścić! Czy ktoś kiedyś stworzy stację radiową, która będzie  ściągała ze świata każdą nowo narodzoną muzykę? Której będzie można nasłuchiwać jak komunikatów na policyjnym kanale i pilnować, aby nie umknęło to jedno, najważniejsze wydarzenie?

Szumiałaby u mnie bez przerwy.

Tymczasem szumi Ocean Dźwięku – Ocean of Noise i płyta o tym samym tytule – na pętli z jednym utworem – I want you. Lub w całości. Czytaj dalej Here in my heart

Liquored words, puzzled truth

17gji5tdm3rc5jpg

Jest tyle rzeczy, które chciałbym napisać o Low Roar. W nadmiarze entuzjazmu (mój znak firmowy) znów kłębią mi się po głowie pseudopoetyckie metafory z rozdmuchaną głębią… Ale nie. Stop, tfu, tfu. Muszę jakoś tak spokojnie, po chichu.

Nie znalazłam nic o korzeniach Ryana Karaziji – w jakiej krainie leży źródło jego rysów ani nazwiska. Wiem tyle – urodził się, mieszkał i pracował w USA. Tworzył muzykę w zespole Audrye Sessions, który w 2010 roku ostatecznie się rozpadł. Mocny zwrot akcji nastąpił, kiedy przeprowadził się do Islandii. W jednym z wywiadów mówi, że impulsem było poznanie kogoś, potem nieustanne podróże Stany-Islandia-Stany.

Jakie były dalsze losy znajomości – nie moja sprawa. Wróble ćwierkają o jakimś ślubie… W każdym razie Islandia – nierealna kraina po drugiej stronie lustra – wchłonęła Ryana. Wypłynął na powierzchnię jako Low Roar – niski, głęboki ryk. W zestawieniu z eteryczną muzyką jaką tworzy ta nazwa wcale nie jest przewrotna. We wszystkich utworach obydwu dostępnych płyt LR wyczuwalny jest niski, mroczny dźwięk – czasem gdzieś zupełnie daleko, prawie poza zasięgiem, a czasem podskórnie. Niby cisza, spokój, krzyżówka Sigur Rós, Petera Gabriela i Radiohead. Jednak dla mnie coś nowego – mroczne znamię. Niski, basowy znak wodny, jawna deklaracja melancholii i nostalgii – taki jestem, bierzesz lub nie.
Czytaj dalej Liquored words, puzzled truth

Yes, melanholic.

xcrosspictures_snufkinBW

Uzależniam się szybko. Wszystkiego muszę spróbować w ekstremalnych ilościach. Nie stosuję półśrodków. Nie mogę i nie chcę przestać słuchać Half Moon Run – płyty „Dark eyes”. Stusuję do pracy, w domu, do treningu, do snu. Jako tło i danie główne. Nie przeszkadza mi jej melancholia i mrok, tajemniczość i sarkazm. Od pierwszego odsłuchania najbardziej rozczula mnie Unofferable.

Jeden wokal, do którego stopniowo dołączają się kolejne, aby stworzyć perfekcyjną harmonię. Niby spokój, ballada z gęstym, mrocznym podtekstem – siedzę sobie przy dopalającym się ogniu, spowalniająca myśli godzina nad ranem… Wyczuwam oddechy bliskiego sercu stada wokół, ale nikt nic nie mówi, ktoś gdzieś tylko cicho gra, robi nastrój.

Give me an offer, unofferable.

Coś się dzieje, zapowiedź jakiegoś napięcia i…
Nie, spokój. To tylko blues kilku Włóczykijów z bajki o Muminkach.
Czytaj dalej Yes, melanholic.

Do you wanna see inside of me?

moj-husky4

Witaj człowieku. Mam nosa do muzyki – powie pewnie każdy Polak, jak kraj długi i szeroki. Ja też powtarzam to do zawsze. A to przekonanie, że moje jest najmojsze, a zarazem najlepsze – to moje barwy narodowe. Nie wstydzę się tego i lubię to. Co znajdę – przywłaszczam, oznaczam, nawarczę na każdego, kto będzie chciał odebrać. Chyba, że sama zechcę się podzielić.

…No i właśnie chyba chcę.

Muzyka prześladuje mnie i sprzęża się nierozerwalnie ze wszystkim, co robię. Nie zmuszam się do niej, poddaję się instynktowi i przeczuciu. Pachnie mi. Wpada mi w łapy po długim polowaniu, tak jak Inside brytyjskiej grupy Unkle. W jakimś dziwnym splocie skojarzeń i przypadków odkrywam utwór, który przecież słyszałam już kiedyś, dawno, tysiąc razy. Może przez to połączenie ze scenami z wilczego filmu – na nowo zapętlam i katuję go we wszystkich możliwych odtwarzaczach, do bólu, aż mnie umęczy i w końcu dam stop.
Czytaj dalej Do you wanna see inside of me?