Wszystko ma swoją płeć. Im bardziej jest ta płeć ekstremalna, tym bardziej mnie kręci. Powtarzam to ja mantrę, konsekwentnie: nie uznaję półśrodków, nie ma dla mnie stanów so-so, ni pies, ni wydra. Albo sukienka, albo spodnie. Szminka albo broda.
Już tracę rachubę, czy to ja odnajduję muzykę, czy to ona mnie. Tym razem wjechała do mojego koronkowego świata czołgiem, w totalnie męskim rodzaju i stylu – z brodą i siekierą na ramieniu, umorusana smarem silnika, w zdekompletowanej garderobie, petem między zębami, pachnąca whisky, potem, skórą i prochem, ze śladami krwi, swojej i nieswojej, sikająca testosteronem.
I powiadam wam, wzburzyła mi krew.
Burza skojarzeń – błysków ze słowem MĘSKOŚĆ (po nałożeniu filtru rodzinnego) :Brudny Harry. Boks. Bond. Gladiator. Fight Club. This is Sparta!!
Gatunkowo tu powinien się znaleźć ciężki rock, rap i blues. No i mamy wszystko – Rag’n’Bone Man swobodnie miksuje style, tworząc jednocześnie niepowtarzalny i rozpoznawalny klimat. Jakościowo doskonałe antidotum na radiową papkę. Do tego nie wstydzi się ballad, idealnie trzymających się konwencji, czułych i tęsknych opowieści. Nie ma w tym słabości, prawdziwy mężczyzna ma swoje miękkie podbrzusze.
Rory Graham, stojący za pseudonimem oznaczającym zbieracza i sprzedawcę śmieci (Rag’n’Bone Man), to wielki chłop z Brighton (UK), 6 stóp nad ziemią, 30 lat na karku grubym jak dąb Bartek (#Zeus), wychowany na bluesowych winylach swoich rodziców, które odcisnęły piętno na jego muzycznym guście. Zaczynał od występów na lokalnych jam sessions, z oldschoolowym repertuarem dla równie oldschoolowej publiczności. Szybko zauważony i doceniony, rozwijał się jako wokalista pod skrzydłami rapera Gizmo z Rum Committee. Tam w zasadzie podśpiewywał, dorzucał swoje 3 grosze do bandy groźnych raperów, niestety nie porywających swoimi kawałkami, ale OK, mogą być. Dla ciekawskich wybrałam na spróbowanie RumCom taki oto numer, bo Rory się w nim wydurnia, uśmiecha i fajnie wygląda (:
Panowie umieją się bawić prawie jak Polacy..
Tymczasem w tle melanżu z RumCom Rag’N’Bone Man wydał album 'Bluestown’ (2012), z którego grzechu wartym utworem jest ’Tell’em like it is’ – polecam panom włączyć swej kobiecie i zarządać – ’Weź mi do tego się rozbierz powolutku!’. Potem niewielki projekt 'Put that soul on me’, aż w końcu w 2014 roku Rory wydaje swoją pierwszą pełną autorską płytę 'Wolves’ (no jakżeby inaczej..), a w 2015 – EP 'Disfigured’.
Turbomęski, głęboki głos i warsztat kojarzy mi się trochę z… uwaga – Adele!! Tak, to możliwe – to takie jej męskie wydanie. Chociaż nie przepadam za jej twórczością, to jest na serio bardzo pozytywne skojarzenie. Przychodzą mi jeszcze na myśl Chris Cornell, Eddie Vedder, Tom Waits (zanim schropowaciał), John Lee Hooker. Zmieszajmy te głosy z Adele i będzie Rag’n’Bone Man. Dobre? Pyszne! Przez ten głos właśnie utwory bardzo popowe nabierają zupełnie innego kształtu i klimatu.
Pierwsze muszą pójść ’Wilki’, nawet nie muszę tego tłumaczyć.Keep the wolves from the door.
I hear them scratching like I don’t know better.
Won’t you keep the wolves from the door.
It won’t be long before I cave in and open up the…
(wyjątkowo w tekście wilki występują w negatywnej roli sępów)
Każda opowieść z tego albumu jest mocna, kilka świetnych featuringów, najsłabszy – ostatni – z Kate Tempest, 2 pozostałe – ’Wolves’ (Stig Of The Dump) i ’Hell yeah’ (Vince Staples) – fenomenalne. ’Hell yeah’ ciągnie za sobą mocną historię w teledysku, za który dzieciaki w nim występujące powinny zostać obsypane nagrodami. W klipowej historii to dziewczyna odnajduje w sobie w końcu mężczyznę i odwala brudną robotę. Życiowe..
Bardzo obowiązkowo należy kliknąć i obejrzeć.
Mój najukochańszy krążek to jednak 'Disfigured’. I najpiękniejsza ballada – ’Perfume’, która podobno powstała po tym, jak Rory obejrzał film ’Perfume – story of murderer’. Prosty tekst o ludzkiej słabości, bardzo czuły – męskie, miękkie podbrzusze.
Fragrance of love can tear a man apart
Long way from home
Traces of her perfume is all I got
Zapach miłości może mężczyznę rozedrzeć
Daleko od domu ślady jej perfum to wszystko co mam
Poznając Rag’N’Bone Mana nie można ominąć dziwacznego utworu ’Remains’. Przydarzył się on dramatycznemu zespołowi Bastille (tortura muzyczna i wizualna), któremu towarzyszy Rag’n’Bone Man, i… Skunk Anansie. Ja się pytam, jak to się w ogóle stało, jak to wszystko razem się spotkało, kto to wymyślił, zdzwonił, nakłonił, nagrał? Niewiarygodne.. Dlatego należy przesłuchać. Dlatego też, że jest to na prawdę świetna piosenka i miło było znów usłyszeć Skin w takiej oprawie.
Panicz z Bastille ma przynajmniej prawilną koszulkę, reszta – sorry, ale do wymiany.
Na koniec tradycyjnie – fotoalbum.
RORY AND HIS GLORY 🙂
Rory pali straszne ilości szlugów, pije morza różnych trunków, piwsk i kawsk,
i ma głos jak dzwon.
Jak tu się motywować do niedewastującego trybu życia?