Liquored words, puzzled truth

17gji5tdm3rc5jpg

Jest tyle rzeczy, które chciałbym napisać o Low Roar. W nadmiarze entuzjazmu (mój znak firmowy) znów kłębią mi się po głowie pseudopoetyckie metafory z rozdmuchaną głębią… Ale nie. Stop, tfu, tfu. Muszę jakoś tak spokojnie, po chichu.

Nie znalazłam nic o korzeniach Ryana Karaziji – w jakiej krainie leży źródło jego rysów ani nazwiska. Wiem tyle – urodził się, mieszkał i pracował w USA. Tworzył muzykę w zespole Audrye Sessions, który w 2010 roku ostatecznie się rozpadł. Mocny zwrot akcji nastąpił, kiedy przeprowadził się do Islandii. W jednym z wywiadów mówi, że impulsem było poznanie kogoś, potem nieustanne podróże Stany-Islandia-Stany.

Jakie były dalsze losy znajomości – nie moja sprawa. Wróble ćwierkają o jakimś ślubie… W każdym razie Islandia – nierealna kraina po drugiej stronie lustra – wchłonęła Ryana. Wypłynął na powierzchnię jako Low Roar – niski, głęboki ryk. W zestawieniu z eteryczną muzyką jaką tworzy ta nazwa wcale nie jest przewrotna. We wszystkich utworach obydwu dostępnych płyt LR wyczuwalny jest niski, mroczny dźwięk – czasem gdzieś zupełnie daleko, prawie poza zasięgiem, a czasem podskórnie. Niby cisza, spokój, krzyżówka Sigur Rós, Petera Gabriela i Radiohead. Jednak dla mnie coś nowego – mroczne znamię. Niski, basowy znak wodny, jawna deklaracja melancholii i nostalgii – taki jestem, bierzesz lub nie.

Płyty „Low roar” (2011)  i „0” (2014) łączą się dla mnie w całość, są kontynuacją siebie i nie ma znaczenia, od której się zacznie. Pewnie dlatego, że „0” jeszcze oswajam, to wciąż numerem jeden pozostaje utwór z pierwszej płyty – Just a habit. Totalnie ujmujące niedokończone słowa (jak „warmth” z Unofferable Half Moon Run), do których mam wielką, miękką słabość. I spokojne, oczywiste wyznanie miłości.


Ten link jest tutaj nieprzypadkowo, zamiast „klipowego”, który mnie rozprasza, choć też jest piękny. Chętnych zapraszam tu: Low Roar – Just a habit – FAR FAR FROM HOME – ITW TV

Could you point me towards
a quiet gathering
full of bugs and holes
where any word said to you
holds a liquored, puzzled truth

it’s just a habit       (it’s just a hey….)

If I slur a bit
it’s just because I’m confused       (nie przeszkadza mi, nie tłumacz się)
don’t think much of it
my days belong to you
if you’re kind my nights can too        
(ale tylko jeśli będziesz dla mnie miła)

it’s just a habit

To mój nowy nałóg. Niski, głęboki ryk.

Sprawdziłam statystyki. Na płycie „0” największą liczbę odsłuchań ma Nobody loves me like you. Jednak nowa płyta zawsze przez jakiś okres jest dla mnie jak niewygodny, kłujący sweter, który, nawet najpiękniejszy na świecie, muszę wygnieść po swojemu i musi zacząć pachnieć mną, żebym go polubiła. Jak już oswoję do końca, ugłaskam, nakarmię, zaprzyjaźnię się (a na to zawsze potrzeba trochę czasu), to na pewno przedstawię szanownej publiczności – to my quiet gathering.

Jeszcze tylko kilka obrazków.

low_roar_press_photo_small_002523601_671129286280872_368676568_n  low_roar_001

Już wkrótce będzie głośno o Low Roar, a im głośniej, tym więcej prywatnych szczegółów zostaje odkrytych i rozwiąże się nurtująca mnie kwestia wschodnich rysów Ryana. Tylko czekać!

Dobra, nie mogę się powstrzymać! Jeszcze jedna wersja Just a habit. Ryan zrobił prałko, rozwiesił na suszarce i na fali produktywności postanowił, że coś nagra. Pycha!